Dawno, dawno temu… nie, tak naprawdę to całkiem współcześnie, żył sobie chłopiec, którego rodzice uwielbiali sprzęt sieciowy pewnej znanej firmy. Cisco – bo tak miał na imię ów chłopiec – uwielbiał święta. Co roku upewniał, że że wszystko jest dopięte na ostatni guzik: choinka przystrojona, lampki zapalone, a skarpety powieszone na kominku. Oczywiście złośliwi cynicy mogliby stwierdzić, że młody nie tyle kochał nastrój świąt, co bożonarodzeniowe prezenty, ale nie dawajmy wiary tym cynicznym kolegom Ebenezera Scrooge’a. Cisco po prostu czuł ducha świąt i basta. W każdym razie, i w tym roku Cisco do późnych godzin nocnych upewniał się, że każdy szczegół jest dopracowany, aż w końcu zniecierpliwieni rodzice wysłali go do łóżka, jak to dorośli, zupełnie nie pojmując, że ich syn jest zbyt podekscytowany myślami o tym, co nazajutrz znajdzie pod choinka, by choć pomyśleć o śnie.
Tuż przed snem chłopiec otrzymuje tajemniczą wiadomość. Okazuję się, że Święty Mikołaj został porwany. Tegoroczne święta wiszą na włosku i jedynie Cisko może je uratować.